i ciesz się łatwym dostępem do ofert i rezerwacji wymarzonych wakacji! Wakacje w Nepalu 2023 i 2024 z Rainbow. Najlepsze oferty last minute, wczasy i tanie wycieczki objazdowe. Wypoczynek w hotelach All Inclusive. Rezerwuj wakacje marzeń! 131,14 zł x 5 rat. z. sprawdź. 623,98 zł z dostawą. Produkt: Buty wspinaczkowe damskie SCARPA Vapor S czarno-szare 70078 38.5 EU. kup do 17:00 - dostawa jutro. dodaj do koszyka. SUPERCENA. GANNI buty 38 WESTERN COWBOY LEATHER BOOTS. 1999, 00 zł. dostawa wt. 7 lis. 199,90 zł x 10 rat. raty zero. sprawdź. Firma. ANTONIO MAURIZI Buty w stylu western Rozm. EU 39. Buty Dolomite – męskie i damskie W ofercie marki Dolomite znaleźć można zarówno buty męskie, jak i damskie, a także dziecięce.Dolomite nie ogranicza ze względu na płeć czy wiek – według marki każdy, kto tylko ma ochotę zdobywać górskie szczyty czy po prostu spędzać czas na świeżym powietrzu, powinien mieć możliwość robienia tego w wygodnych butach i ciepłej kurtce. Kurtka w góry damska Mountain Equipment Makalu Jacket - majolica/capsicum. 1 529,99 zł. Najniższa cena w okresie 30 dni przed obniżką 1 529,99 zł 0%. Rekomendowana cena producenta 2 039,99 zł -25%. -26%. Nowy. Kurtka z membraną damska Montura Magic 2.0 Jacket - black/light blue. maj 29, 2022. Wyprawa motocyklem w Himalaje uskrzydla. Piszemy to z pełnym przekonaniem. Himalaje to najwyższy łańcuch górski na Ziemi. Skłamalibyśmy jednak, pisząc, że to jedyny powód, który sprawia, że cieszymy się z powrotu w to miejsce. Dzisiaj, chcemy pokazać Ci, jak wyglądają Himalaje z perspektywy dwóch kółek. RWPymrf. Buty ekspedycyjne (wyprawowe) Buty wysokogórskie na szczyty powyżej 6000 metrów takie jak Pik Lenina, Aconcagua lub Denali powinny mieć budowę dwuczęściową. Buty z wyjmowanym botkiem wewnętrznym są nie tylko cieplejsze od butów zintegrowanych, pozwalają one także zachować komfort cieplny stóp w namiocie. Buty z botkiem także łatwiej wysuszyć. Buty ekspedycyjne z botkiem wewnętrznym są przeznaczone do używania z rakami automatycznymi, but zapewnia stabilizację stopy, a podeszwa Vibram mimo miękkiej gumy jest wyjątkowo sztywna. Ze względu na miękką podeszwę, należy unikać kontaktu butów ekspedycyjnych bezpośrednio ze skałą. Profesjonalne buty wysokogórskie z botkiem wewnętrznym zazwyczaj posiadają też zintegrowany z butem gaiter (stuptut) zwiększający komfort termiczny i chroniący nas przed dostawaniem się śniegu do środka buta. Przy wyborze butów ekspedycyjnych i wyprawowych warto zastanowić się nad wyborem specjalnie dedykowanych wkładek zimowych. Ze względu na specyfikę i wysoką specjalizację takich butów, buty ekspedycyjne należy zmierzyć w sklepie stacjonarnym z doświadczonym sprzedawcą. Prawidłowy dobór buta i rozmiaru pozwala uniknąć niebezpiecznych sytuacji na dużej wysokości. Buty pod raki automatyczne Buty techniczne to zazwyczaj buty stworzone do używania w górach poniżej 5 tys. metrów. Buty te dedykowane są na warunki zimowe w Tatrach, lato w Alpach oraz popularne góry takie jak Elbrus lub Kazbek. Buty techniczne służą także do wspinaczki lodowej oraz drytoolingu. Obuwie w góry wysokie charakteryzuje się sztywniejszą niż w wypadku butów trekkingnowych podeszwą idealną pod raki automatyczne. Oczywiście do butów posiadających ranty do mocowania raków z tyłu i z przodu bez problemu można założyć także raki półautomatyczne. Buty górskie Scarpa czy też buty techniczne Lasportiva zapewniają ponadto świetną stabilizacją stopy oraz komfort termiczny w warunkach poniżej zera. Obuwie takie zaopatrzone jest w membranę Gore-Tex lub membranę H-Dry chroniącą przed śniegiem i wodą. Membrana ponadto zapewnia oddychalność przy intensywnym wysiłku. Buty pod raki półautomatyczne Buty techniczne pod półautomaty stworzone zostały do używania w górach typu alpejskiego przy dobrych warunkach pogodowych. Buty pod półautomaty posiadają jedynie z tyłu rant pozwalający na montaż raków automatycznych. Buty takie są zazwyczaj miększe i lżejsze od butów pod automaty. Obuwie tego typu zaopatrzone jest zazwyczaj w membranę Gore-Tex chroniącą przed śniegiem i wodą. Ponadto przy intensywnym wysiłku membrana zapewnia oddychalność. Należy jednak pamiętać, że wszystkie buty z membraną czy to buty z membraną Gore-Tex czy buty z membraną H-Dry, będą oddychały gorzej gdy różnica temperatury między butem a powietrzem będzie niska. Buty pod raki automatyczne czy buty pod raki półautomatyczne oddychają lepiej zimą niż latem. Buty wysokogórskie Scarpa Włoska marka Scarpa w swojej szerokiej ofercie obuwia górskiego posiada wiele modeli wysokogórskich. Na stałe w góry wysokie wpisane zostały buty Scarpa Phantom. W linii Scarpa Phantom znajdują się trzy modele butów wysokogórskich: dwa modele butów z botkiem Scarpa Phantom 8000 i Scarpa Phantom 6000 i jeden model bez botka (Scarpa Phantom Tech). Ofertę marki uzupełniają niemalże historyczne buty pod automaty Scarpa Mont Blanc oraz linia butów pod półautomaty Scarpa Ribelle. Buty górskie Scarpa Ribelle to obecnie jeden z najlepszych i najbardziej popularnych butów zimowych w kolekcji marki Scarpa. Buty wysokogórskie LaSportiva LaSportiva od lat jest liderem w produkcji butów wysokogórskich. Model LaSportiva Olympus Mons jest najczęściej spotykanym butem w Himalajach. Współpraca ze światowej sławy himalaistą Simone Moro, zaowocowała stworzeniem technicznego buta z botkiem G2 SM wyposażonego w system wiązania boa. Jego młodszy brat LaSportiva G5, również wyposażony w system Boa. System Boa w butach Lasportiva pozwala na szybkie łatwe i precyzyjne zapięcie butów. Ma jednak swoje wady. Żyłka systemu Boa nie ulega rozciągnięciu, należy więc uważać podczas dokręcania pokrętła. System Boa butów zimowych Lasportiva jest też jest trudniejszy w naprawie od zwykłej sznurówki. Na alpejskich szlakach i zimą w Tatrach najlepiej widoczne są buty serii Nepal: LaSportiva Nepal Evo i LaSportiva Nepal Extreme. LaSportiva Nepal Evo i Nepal Cube to nieocieplone buty z Gore-Tex przeznaczone do wspinaczki lodowej. Z kolei Lasportiva Nepal Extreme to zimowy but trekkingowy ocieplony Primaloftem. Buty wysokogórskie Millet Marka Millet od wielu lat w swojej ofercie posiada buty do zimowej wspinaczki wysokogórskiej. Buty ekspedycyjne Millet Everest to jedne z najwygodniejszych butów na rynku. Wśród wysokich butów z botkiem, model produkowany przez markę Millet uważany jest za najcieplejszy. W swojej ofercie Millet posiada także niższego buta z botkiem. Millet Shiva przeznaczona jest do wspinaczki na niższe szczyty. Jednak dzięki zastosowaniu tego samego botka co w butach Millet Everest, Shiva z powodzeniem może być używana podczas wyprawy na Aconcagua. Zobacz również: raki wspinaczkowe ochraniacze na buty skarpety trekkingowe W miniony wtorek rano zajrzałem do swojego telefonu. Jakiś nieprzeczytany sms. Z poprzedniego dnia. Od Dawida, naszego doktoranta: Kojarzy Pan te buty? Polsport Wałbrzych Takie nowki wpadly mi w rece (Poniedziałek, 10 stycznia 2022; 15:00) Szok i niedowierzanie!!!! Jakby czas się cofnął o przynajmniej trzy dekady. Nie pasowały tylko te kafle i panele podłogowe. I to, że widzę to wszystko na wyświetlaczu smartfona... Wstukałem odpowiedź: To są kultowe „Himalaje” z wałbrzyskiego „Polsportu” (fabryka na Białym Kamieniu, zlikwidowana po pocz. lat 90.) – miałem trzy pary takich. Były świetne! Trzeba je zaimpregnować. (18:37) Po dwudziestu minutach odpowiedź Dawida z trochę nieoczekiwanym pytaniem: Jaki ma Pan numer buta? (18:57) To ja na to: 41 lub 42 (22:26) Zaś dwie minuty później dostaję takie coś: No to buty sa dla Pana?? (22:28) Z wrażenie odpisałem dopiero następnego dnia rano: Ojej?! A skąd je wydobyłeś? (wtorek, 11 stycznia 2022, 08:45) Za chwilę przyszedł ostatni sms w tej konwersacji: Jak meble kupowałem to mi sie trafiły. O której godzinie bedzie Pan w instytucie? (09:22) Jeszcze w tym samym dniu, we wtorek 11 stycznia 2022 r., gdzieś tak koło czternastej, dostałem w prezencie moją czwartą parę wałbrzyskich Himalajów (pozwolę sobie w tym tekście nie wstawiać tej nazwy w cudzysłów). Założyłem je – na próbę – jeszcze w pracy. Od razu poczułem ten charakterystyczny ciężar i sztywność cholewki i podeszwy himalajowych nówek. Poprzedni raz doświadczałem tego uczucia na początku listopada 1991 r., tuż przed zaimpregnowaniem mojej trzeciej pary takich butów. Ta ostatnia para służyła mi do późnej jesieni 1997 r. Były już totalnie wykończone – bieżnik był zupełnie zdarty, pojawiły się też pęknięcia cholewek obydwu butów. Na zimowy wyjazd w Tatry w lutym 1998 r. kupiłem jakieś Boreale, model Bulnes. Znacznie lżejsze, chyba trochę wygodniejsze, a jednocześnie dość sztywne i, podobnie jak Himalaje, dobrze współpracujące z rakami. Pożegnanie z Himalajami stało się faktem. Przyszło nowe – po Borealach były kolejne pary butów najrozmaitszych firm włoskich, niemieckich i szwajcarskich. O nabyciu nowej pary Himalajów zupełnie nie myślałem - zresztą fabryka, w której je produkowano, zlokalizowana przy ul. Ignacego Daszyńskiego 11 w wałbrzyskiej dzielnicy Biały Kamień, na początku lat 90. została zlikwidowana (w tamtych latach padło zresztą całe zjednoczenie „Polsport” producentów polskiego sprzętu sportowego i turystycznego). Nastał więc czas, aby przed ewentualnym zakupem nowych butów dokonywać porównań Boreali z włoskimi Asolo (najlepsze były te produkowane w Rumunii), jakimiś Meindlami, Aku i czymś tam jeszcze. I tylko czasem pojawiała się podczas tych porównań refleksja – dlaczego one nie są szyte, jak te moje stare Himalaje (chodzi o połączenie podeszwy z cholewką), tylko wymyślono i stosowano jakieś skomplikowane klejenie, debilny natrysk czy też zgrzewanie. Ale te żachnięcia i powroty do przeszłości trwały tylko przez krótkie chwile... A teraz, 11 stycznia 2022 r., na około tydzień przed moimi 61. urodzinami dostaję od Dawida taki zaskakujący prezent – no właśnie... jaki ten prezent jest, jak go mam rozumieć? - Bo czy on dzisiaj jest aby praktyczny? Czy mam te ciężkie buciory zaimpregnować (staną się wtedy jeszcze cięższe, bo terpentyny, wosku pszczelego i jeszcze jakichś innych socjalistycznych wynalazków chłonęły one, pamiętam, olbrzymie ilości) i po niemal ćwierćwieczu wybrać się w czymś takim w góry? - A może jednak to tylko eksponat muzealny? - Czy wreszcie też coś, czym tylko zaszpanuję na jakiejś imprezie turystycznej, najlepiej z serii tzw. jubileuszowych, ale już na wyjście na górski szlak się nie odważę? Pojawiały się jeszcze inne pytania, ale też jeszcze więcej wspomnień... Wspomnień himalajskich... O wytwarzanych w Wałbrzychu Himalajach dowiedziałem się w lipcu 1982 roku. O fabryce „Polsportu” na Białym Kamieniu oczywiście już wcześniej wiedziałem. Że szyją tam najlepsze w Polsce skórzane piłki, również buty do koszykówki, że coś tam jeszcze. Ale że buty górskie? W liceum nosiliśmy „pionierki”, ktoś miał Trapery z Nowego Targu, natomiast butów szytych w fabryce oddalonej od moich rodzinnych Świebodzic o jakieś raptem niespełna 10 km, zupełnie nie kojarzyliśmy. Właśnie w lipcu 1982 r. pojechałem na swój pierwszy obóz ze Studenckim Kołem Przewodników Sudeckich. Byłem po drugim roku studiów i zarazem po kursie na studenckiego przewodnika sudeckiego, ale jeszcze przed otrzymaniem uprawnień. Trwający niemal trzy tygodnie obóz zorganizowany został nie w Sudetach, lecz w Tatrach. Namiot, camping przy Drodze na Olczę, codzienne wycieczki – tylko w polską część Tatr, bo przecież stan wojenny... Buty Himalaje miało może pięć osób spośród naszej kilkunastoosobowej grupy. Wśród nich były dwie dziewczyny. Z jedną z nich – Małgosią – zrobiłem wtedy dość sporo wycieczek. Ja wędrowałem w zakupionych jeszcze w licealnych czasach pionierkach, Gosia w Himalajach, które gdy tylko wchodziliśmy na piarg lub mokrą skałę pokazywały, po co zostały zaprojektowane i uszyte przez wałbrzyskich szewców. Z tego obozu mam kilka zdjęć obutych w Himalaje stóp. Tu na jakimś słupku granicznym na Czerwonych Wierchach (dwie osoby w Himalajach, dwie w pionierkach, jedna w wojskowych): A tu Gosia i ja przy nieistniejącym już schronisku na Polanie Pisanej I chwilę później (a może jednak wcześniej?) Gosia z jednym z kolegów (Michałem) przy kapliczce zbójnickiej w Dolinie Kościeliskiej O sprzęcie turystycznym (i wspinaczkowym) podczas ówczesnych wyjazdów zbyt wiele się nie rozmawiało (przynajmniej w porównaniu do dzisiejszych czasów) – istniały socjalistyczne ubraniowe i sprzętowe standardy, stąd wieczorne rozmowy dotyczyły raczej przygód w górach, kwestie wyposażenia turystycznego wypływały poniekąd mimochodem. Ale jedną taką rozmowę zapamiętałem, dotyczyła bowiem wałbrzyskich Himalajów i mnie. Któryś z naszych przewodników, który mnie żółtodzioba dopiero wtedy po raz pierwszy spotkał w Tatrach, zapytał się, skąd jestem. Gdy odpowiedziałem, że ze Świebodzic, usłyszałem coś takiego: „To świetnie, gdy trzeba będzie wymieniać starte podeszwy Himalajów, będzie miał kto odebrać nowe z fabryki”. Wtedy właśnie dowiedziałem się o szytych na wałbrzyskim Białym Kamieniu „Himalajach” i wyczynowych wysokogórskich „Zawratach”, o możliwości zamówienia i wymiany protektorów (podeszew), o tajemnicach ich impregnacji (łącznie z wkładaniem do odpowiednio rozgrzanego piekarnika pokrytych impregnatem butów), o ich rozlicznych plusach i nieco mniej licznych minusach. I być może wtedy właśnie zamarzyłem sobie, że i ja kiedyś takich Himalajów się dorobię. Stało się to dopiero jesienią 1983 r. Podczas trwającego dobę przejścia z Barda do Boguszowa Gorców (taki kaprys zrobienia w ciągu 24 godzin normy na brązową odznakę GOT – opis tego przejścia: ) gdzieś w połowie odcinka biegnącego przez Góry Sowie, w środku nocy, bo o godz. 3:30, odpadła mi duża część podeszwy od mojej pionierki. Z powiązanym sznurówkami bucie doszedłem do celu, ale na następny górski wyjazd butów już nie miałem. Trzeba było coś kupić. Kupiłem – Himalaje! Nie wiem skąd miałem pieniądze. Pewnie coś zarobiłem podczas jakichś wykopalisk, na pewno pomogli moi Rodzice, szczegółów już nie pamiętam. Nie pamiętam też ceny. Ale była z gatunku okrutnych – coś mi chodzi po głowie 6500 zł, ale pewny tego nie jestem. Załatwiłem skądś wosk pszczeli, załatwiłem terpentynę, pewnie coś jeszcze do tej mikstury dodałem. Roztopiłem, pokryłem surową skórę jednego buta, później drugiego i włożyłem to do piekarnika. Stres potężny, wszystkie zasłyszane opowieści o spalonych podczas impregnacji butach, tłukły mi się po głowie. Ale po wyjęciu butów z pieca odetchnąłem z ulgą, nawet fajnie pachniały (to efekt użycia terpentyny i wosku pszczelego; osobom, które do impregnacji stosowały krem Limomag, tj. krem do natłuszczania, nawilżania, pielęgnacji skóry... ale takiej ludzkiej (!!!), buty natomiast długo pachniały apteką), wszystko poszło fajnie. Mogłem więc jechać w góry w nowych butach. W moich Himalajach! Debiut miał miejsce w Karkonoszach. O, gdzieś pod tym kioskiem „Ruchu” (dziś już oczywiście nieistniejącym) na pętli autobusowej w Podgórzynie Górnym, naprzeciw baru „Pod Skałką”, w sobotę 19 listopada 1983 r. moje pierwsze Himalaje zetknęły się z sudeckim gruntem. Na tym zdjęciu ich nie widać, bo miałem je przecież na nogach (a fotka jest moja), ale himalajski klimat podtrzymywany jest przez stojący obok rozbawionej Agnieszki plecak o nazwie... „Himalaje” (!!!) - też z „Polsportu”, ale nie z Wałbrzycha, tylko z Bydgoszczy. A dzień później przy schronisku na Przełęczy Okraj po raz pierwszy zostały fotograficznie uwiecznione. Akurat zdjęcie i przedstawiona na nim persona takie sobie, ale za to jakie buty! Byłem dumny jak paw! To widać! (tak na marginesie, fiacik oczywiście nie mój) To właściwie szczęśliwy traf, że z tego pierwszego wyjazdu mam chociaż to jedno zdjęcie moich Himalajów. Oglądam w tej chwili fotografie z następnych wyjazdów i wcale ich (tzn. sfotografowanych butów) tak dużo nie ma. Bo kto by specjalnie robił fotki butom!? Chociaż, akurat na tym zdjęciu widać himalajską podeszwę (zdjęcie zrobione w kwietniu 1984 r. gdzieś pod Wambierzycami w Górach Stołowych) Więcej takich fotografii, co raczej nie dziwi, jest z dłuższych wyjazdów, podczas których wykonywało się nie kilkanaście (jak podczas sobotnio-niedzielnych sudeckich wycieczek), lecz kilkadziesiąt lub nawet przeszło setkę zdjęć. Tak było chociażby podczas naszego kołowego lipcowego obozu w Tatrach w 1984 r., czy też miesiąc później, tj. w sierpniu 1984 r., w rumuńskich Karpatach Wschodnich (Góry Rodniańskie, Góry Kelimeńskie, Góry Suhard, Bukowina rumuńska) Pamiętam też, jak na jedną kilkudniową wycieczkę narciarską w Beskid Sądecki wrzuciłem do plecaka, tak na wszelki wypadek, również i Himalaje. Przydały się – podczas zjazdu z Jaworzyny Krynickiej do Złockiego jedna narta złamała się w czubie. Buty do nart biegowych trafiły więc do plecaka, a ja ze złamaną nartą i w Himalajach na nogach pojechałem do fabryki w Szaflarach reklamować narty (reklamację przyjęto – narta była wadliwa; w czubie drewnianej narty ukryty był sęk, z jednej, spodniej strony narty zasłonięty laminatem, z drugiej lakierem – w tym miejscu narta się złamała). Kolejne dni zamiast w Beskidzie Sądeckim spędziłem w Tatrach. Na Himalajach dobrze trzymały się raki, nawet te wyprodukowane w kieleckiej manufakturze Kazia Mordercy (PRL-owskiego monopolisty w dziedzinie produkcji sprzętu alpinistycznego), w dodatku związane z butami przy pomocy kawałków liny podciągowej. Zdjęcie ze wspinaczki w Śnieżnych Kotłach w Karkonoszach w styczniu 1985 r. A jednocześnie były na tyle lekkie, że można było w nich stąpać po lśniących karoseriach limuzyn (niebieski szlak na Trójgarb z Witkowa – marzec 1985 r.) Lub wzlatywać ponad [śląski] Olimp (zabawa andrzejkowa na Ślęży w 1985 r., podczas której robiłem za Hermesa i do moich Himalajów przytwierdzone były będące atrybutem tego jegomościa skrzydełka) Pierwsza para Himalajów padła mi na początku czerwca 1986 r. Drugą zaimpregnowałem miesiąc później, tuż przed tygodniowym wyjazdem w Bieszczady. Dały mi tam trochę do wiwatu, dlatego... nigdy później tej parze nie ufałem. Przez najbliższych kilka lat na dłuższe wędrówki jeździłem w innych butach, kupionych w 1987 r. w czeskim Nachodzie bardzo fajnych Botasach (pamiętam, że miały szpanerskie czerwone sznurówki ). Himalaje zakładałem zimą – na śnieg. Dlatego też nie mogę znaleźć porządnych fotografii z tą moją drugą parą wałbrzyskich trzewików (taka była bowiem oficjalna, fabryczna nazwa tych butów – „Trzewiki wysokogórskie Himalaje”) – zawsze były zanurzone w jakimś kopnym śniegu. Nieco więcej szczęścia do fotografii miała moja trzecia para. Ba, górski debiut tych moich ostatnich Himalajów zapisałem nawet w kajecie z moimi wycieczkami (11 listopada 1991 r. - „Inauguracja trzeciej pary moich „Himalajów”). Była to wycieczka na Ostaš koło Polic nad Metują i do Adršpachskiego Skalnego Miasta w czeskich Górach Stołowych. Mam kilka zdjęć z tej wycieczki – skały, skały, skały i późnoromański portal w Policach. Butów na nich nie ma! Są za to na zdjęciach z Rajdu Sudeckiego SKPS, organizowanego w maju 1992 r. w Rychlebskych horach i terenach z nimi sąsiadujących. Buty widać, ale chyba tylko ja wiem, że to Himalaje – bo je pamiętam. Zdjęcia są spod Smreka oraz z zakończenia rajdu na zamku Edelštejn. Pierwszy karpacki wypad trzeciej pary to październikowe Gorce w 1992 r. Na kilku zdjęciach widać, co mam na nogach. Znalazłem jeszcze jakiś listopadowy (1992 r.) Plac Słoni - Sloní náměstí w Adršpachskim Skalnym Mieście... ... i kilka rodzinnych wypadów w różne części Sudetów, chociażby marcową (1995 r.) wycieczkę w Karkonosze i jakieś wędrówki w okolicach Borowic i Przesieki w sierpniu 1995 r. Ostatnia zadokumentowana wycieczka trzeciej pary to ponownie czeskie Góry Stołowe, a ściślej moment poprzedzający wkroczenie naszej rodzinki w labirynty Teplickiego Skalnego Miasta. Ale tu jeszcze nie opuściliśmy rynku w Teplicach nad Metują, bo na dobranockowego czeskiego krecika - krtka, nawet przez wystawową szybę, trzeba było jednak przez chwilę popatrzeć (sierpień 1997 r.) W naszym domu była jeszcze czwarta para Himalajów. W kwietniu 1986 r. udało się kupić „z drugiej ręki” prawie nieużywane buty dla mojej żony Bożenki. Należało tylko poprawić impregnację. Ktoś to wcześniej próbował robić, ale na szczęście bardzo „subtelnie”. Na Rajd Sudecki SKPS w maju 1986 r. były już gotowe – zdjęć nie mamy, gdyż ja byłem na innej trasie niż żona; spotkaliśmy się dopiero na zakończeniu Rajdu na zamku Karpień, lecz wtedy myślało się raczej o wybuchu w Czernobylu i powrocie do domu, a nie o robieniu zdjęć. Ale miesiąc później były już Karkonosze i gdzieś tam pod Chatką AKT koło Bażynowych Skał pstryknęło mi się takie zdjęcie. Przypuszczam jednak, że nawet wałbrzyscy szewcy z Białego Kamienia swojego produktu w tej plątaninie nóg by nie rozpoznali. Minęło półtora miesiąca i obiektyw mojego Zenita TTL spisał się już lepiej. To oczywiście Bieszczady i od wielu już lat zamknięty szlak na Krzemień. W październiku 1986 r. były Karkonosze... ... a w lutym 1987 r. Piryn w Bułgarii „Himalajki” Bożeny były noszone nie tylko na tzw. poważnych wyjazdach, ale też na sudeckich rodzinnych jednodniówkach. Tu jakaś majówka w Masywie Ślęży w 1989 r. Nieco wcześniej też rodzinne Karkonosze i zielony szlak przez dolinę Pląsawy (wrzesień 1988 r.) ... okolice zamku Cisy (październik 1988 r.) i ponownie Karkonosze z nieistniejącym już czeskim schroniskiem na Śnieżce we wrześniu 1989 r. Purpurowe Jeziorko w Rudawach Janowickich w listopadzie 1989 r. Tzw. rumuńskie zakończenie sezonu SKPS w nieodżałowanej Bacówce pod Trójgarbem w grudniu 1989 r. Nieco później na Śnieżniku spotkały się dwie pary Himalajów (luty 1990 r.) a tu Himalaje mojej żony weszły w interakcję z narciarskimi butami biegowymi z „Polsportu” w Krośnie – rzecz się działa w Bukowcu w Rudawach Janowickich w lutym 1991 r. Gdy przygotowywałem ten rodzinno-himalajski tekst musiałem oczywiście przejrzeć dość sporą liczbę fotografii z najrozmaitszych wyjazdów górskich. Zacząłem patrzeć na nogi, głupio się przyznać, koleżanek i kolegów, również nogi innych uchwyconych w moich zdjęciach nieznanych mi ludzi. Wcześniej oglądając zdjęcia nie zwracałem uwagi na to, co sfotografowani ludzie mieli na swoich stopach. Dopiero teraz zacząłem uważniej patrzeć i moja konstatacja była taka, że odpisując Dawidowi na jego sms-a sprzed kilku dni naprawdę nie skłamałem – wałbrzyskie Himalaje rzeczywiście były „kultowe”. Słowo dzisiaj powszechnie nadużywane, lecz w tym przypadku chyba uzasadnione. Wrzucę tu kilkanaście fotografii – mam nadzieję, że żaden z dawnych właścicieli Himalajów z Wałbrzycha nie będzie miał do mnie żalu za opublikowanie tych obrazków. Podpisy będą lakoniczne, bo fotki chyba mówią wszystko. Marzec 1984 r. – Prusice koło Złotoryi na Pogórzu Kaczawskim Schronisko „Pod Fortami” pod twierdzą srebrnogórską w Górach Sowich (marzec 1986 r.) Przejście Sudetów czeskich sierpień-wrzesień 1986 r. – Jitravské sedlo pomiędzy Górami Łużyckimi a Pasmem Ještedu (Himalaje ma siedzący w środku Zbysiu, pierwszy z prawej Michał ma włoskie Scarpy; na tej fotce jest jeszcze Włodek Szczęsny, założyciel sieci sklepów górskich „Skalnik” – drugi z lewej, z aparatem fotograficznym-lustrzanką dwuobiektywową). Szef oddziału rumuńskiego Securitate w Bacówce pod Trójgarbem (Góry Wałbrzyskie) – grudzień 1989 r. Sylwester 1989 r. w Rybnicy Leśnej w Górach Kamiennych (zdjęcie Jacka Potockiego) Maciek B. w Gorganach (gdzieś na stokach Jawornika-Gorganu) – sierpień 1990 r. Dolina Szczawnika na Pogórzu Wałbrzyskim – marzec 1991 r. SKPS-owski ślub na zamku Chojnik – maj 1994 r. (zdjęcie Jacka Potockiego) Na zakończenie tej sekwencji zdjęcie z gatunku „genialnych”. Nie wiem, gdzie Jacek Potocki je zrobił, zapewne jednak podczas zakończenia któregoś z organizowanych w maju SKPS-owskich Rajdów Sudeckich. Maj to przecież Wyścig Pokoju i tradycyjna zabawa „w kolarzy” (czyli pstrykania w kapsle na wyrysowanej na ziemi trasie)... I do tego wszystkiego Himalaje! Himalaje, jeśli przez kilka lat nie były używane, potrafiły wykończyć człowieka. Albo stopy odzwyczajały się od nich, albo te Himalaje odzwyczaiły się od człowieka i/lub mściły za to kilkuletnie zapomnienie. W maju 2000 r. byliśmy w grupie przewodnicko-studenckiej w Karpatach Południowych, w Górach Şureanu i Retezat. Mój kolega Piotrek zabrał na ten wyjazd buty nienoszone chyba z pięć lat. Oj, dały mu w kość. Fakt, że i wędrówka na szczyt Batryny (Vârful Bǎtrâna – 1810 m do typowych nie należała – trwała blisko 20 godzin i liczyła ok. 60 km. W każdym razie na pierwszych kilkunastu kilometrach piotrkowe Himalaje nie okazywały jeszcze żadnych swoich kaprysów Ale później zalazły mojemu koledze na tyle za skórę (dosłownie! – raniąc do żywego mięsa), że musiał sięgnąć do obuwia alternatywnego Na Batrynie nastąpiła dla Piotrka chwila ulgi. Niedługa – trzeba było jeszcze uskutecznić nocne przejście do naszych namiotów, rozbitych, bagatela, ponad 20 kilometrów od Batryny... Przez następne dwa dni Piotruś leczył rany. Później jeszcze wybrał się z naszą grupą, cierpiąc okrutnie, na Vîrful Custura Bucurei (2370 m w Retezacie (na fotce przy schronisku „Genţiana” – „Goryczka”)... ... aby po zejściu z gór, zakończyć swoją karpacko-himalajską przygodę w rzymskim mieście Colona Ulpia Traiana Sarmizegetusa. Przedmiot piotrkowych cierpień, czyli para wałbrzyskich Himalajów, została wtedy poświęcona dackim i rzymskim bogom. Do kraju wrócił w sandałach. Ale dzisiaj te buty wspomina z rozrzewnieniem... Tak się dziwnie złożyło, że za mojej młodości w górach wyższych niż Karpaty nie chodziłem w moich Himalajach, lecz w innych butach uszytych również w wałbrzyskiej fabryce – w Zawratach. Taki paradoks nazewniczy – w prawdziwych Himalajach byłem w Zawratach, zaś na tatrzańską przełęcz Zawrat podchodziłem w Himalajach... Zawraty zakładałem rzadko, bo i okazji nie było wiele. Ale to już zupełnie inna historia... Chociaż tutaj, na jednym ze szczytów w Pirynie (1987 r.), ja mam na nogach Zawraty, zaś moja żona Himalaje. Taki wałbrzyski consensus... I nieprawdą jest, że Zawraty to tylko na lodowce lub skały i lód – tu przykład, że i uprawianie w nich boulderingu jest możliwe Okej, trzeba kończyć! Bo ileż można o butach?! iStockButy Spacery Na Pociąg W Himalaje - zdjęcia stockowe i więcej obrazów Nepal - Nepal, Wędrować, GóraPobierz to zdjęcie Buty Spacery Na Pociąg W Himalaje teraz. Szukaj więcej w bibliotece wolnych od tantiem zdjęć stockowych iStock, obejmującej zdjęcia Nepal, które można łatwo i szybko #:gm497144264$9,99iStockIn stockButy spacery na pociąg w Himalaje – Zdjęcia stockoweButy spacery na pociąg w Himalaje - Zbiór zdjęć royalty-free (Nepal)OpisButy spacery na pociąg w HimalajeObrazy wysokiej jakości do wszelkich Twoich projektów$ z miesięcznym abonamentem10 obrazów miesięcznieNajwiększy rozmiar:4000 x 2667 piks. (33,87 x 22,58 cm) - 300 dpi - kolory RGBID zdjęcia:497144264Data umieszczenia:25 listopada 2015Słowa kluczoweNepal Obrazy,Wędrować Obrazy,Góra Obrazy,Kobiety Obrazy,Mount Everest Obrazy,Spacerować Obrazy,2015 Obrazy,Azja Obrazy,Czynność Obrazy,Dorosły,Fotografika Obrazy,Himalaje Obrazy,Horyzontalny Obrazy,Khumbu Obrazy,Ludzie Obrazy,Mężczyźni Obrazy,Natura Obrazy,Osiągnięcie Obrazy,Pokaż wszystkieCzęsto zadawane pytania (FAQ)Czym jest licencja typu royalty-free?Licencje typu royalty-free pozwalają na jednokrotną opłatę za bieżące wykorzystywanie zdjęć i klipów wideo chronionych prawem autorskim w projektach osobistych i komercyjnych bez konieczności ponoszenia dodatkowych opłat za każdym razem, gdy korzystasz z tych treści. Jest to korzystne dla obu stron – dlatego też wszystko w serwisie iStock jest objęte licencją typu licencje typu royalty-free są dostępne w serwisie iStock?Licencje royalty-free to najlepsza opcja dla osób, które potrzebują zbioru obrazów do użytku komercyjnego, dlatego każdy plik na iStock jest objęty wyłącznie tym typem licencji, niezależnie od tego, czy jest to zdjęcie, ilustracja czy można korzystać z obrazów i klipów wideo typu royalty-free?Użytkownicy mogą modyfikować, zmieniać rozmiary i dopasowywać do swoich potrzeb wszystkie inne aspekty zasobów dostępnych na iStock, by wykorzystać je przy swoich projektach, niezależnie od tego, czy tworzą reklamy na media społecznościowe, billboardy, prezentacje PowerPoint czy filmy fabularne. Z wyjątkiem zdjęć objętych licencją „Editorial use only” (tylko do użytku redakcji), które mogą być wykorzystywane wyłącznie w projektach redakcyjnych i nie mogą być modyfikowane, możliwości są się więcej na temat obrazów beztantiemowych lub zobacz najczęściej zadawane pytania związane ze zbiorami zdjęć. Dylemat wyboru butów na wyprawę górską to jedna z najtrudniejszych decyzji i czasem jedno z najbardziej traumatycznych przeżyć tego kluczowego poranka, kiedy wyruszamy w góry. Jeśli mieszkamy w górach (tak jak autor) i (również jak autor) mamy pełną szafę przeróżnych butów, trzewików i buciorów z przeznaczeniem górskim, to możemy zastanawiać się: jakie buty wybrać w góry w zależności od warunków? Trudniej jest, gdy gdzieś w wielkim mieście z dala od gór planujemy nasz ekwipunek. Decyzje wtedy podjęte, gdy już znajdziemy się w górach, będą implikować wygodą lub katorgą, sukcesem lub porażką, bezpieczeństwem albo zagrożeniem naszego zdrowia i życia. I to wszystko przez ten kawałek skóry czy szmatki z podklejoną gumą! Świadomi ważkości naszych decyzji, stoimy tak przed szafą i nerwowo kombinujemy: jaka będzie pogoda, czy będzie śnieg, co z moimi kostkami? Pół biedy, jeśli mamy już jakieś doświadczenie i świadomość. Gorzej gdy jesteśmy „zieloni” i stoimy w sklepie przez kilkudziesięciometrową półką z wytworami branży obuwniczej i co jedne to piękniejsze i co jedne to droższe. Sprzedawca atakuje nas terminami technicznymi, cechami i właściwościami. Strzela jak z karabinu maszynowego vibramami, tinsulejtami, membranami, kanalikami i całą inną terminologią, która brzmi dla nas jakby mówił po węgiersku. Cóż, takie czasy – wybór mamy ogromny a przez to możemy być coraz bardziej zagubieni. Dlaczego postaram się doradzić, jak dobrać buty w góry, ale zacznę od kilku wspomnień. Buty w góry kiedyś i dzisiaj Pamiętam dobrze czasy, kiedy w naszym kraju panował jeden, jedynie słuszny wzorzec turysty górskiego (od pasa w dół): spodnie pompki, grube wełniane skarpety i buty pionierki! I tak przez cały rok. Oczywiście z pewną modyfikacją na zimę lub deszczowe lato, bo dochodziły ortalionowe getry. Co za szyk i funkcjonalność! Zimą odmrożenia a latem sauna. Dla młodzieży informacja – to wcale nie było tak dawno, bo jakieś 30 lat temu. Jeszcze pod koniec lat 70-tych jedynie słuszny model butów ca cały rok był taki jak na zdjęciu. Lub podobny. Pamiętam właśnie, gdy jakoś w połowie lat osiemdziesiątych kolega – redaktor naczelny kwartalnika “Tatry”, poprosił mnie bym coś napisał na temat „jakie buty w góry”. Ja jako młody jeszcze bardzo „pistolet” górski miałem dość awangardowe podejście do tego tematu i w mym artykule zburzyłem i wyśmiałem ten „traperski” uniwersalny model. Jak się okazało po latach – miałem wizję proroczą i te trendy dywersyfikacji obuwia ziściły się z nadmiarem w dzisiejszej rzeczywistości. Po tym przydługim wstępie przejdźmy więc do praktyki i spróbujmy zastanowić się, jak dobrać buty w góry, by wstrzelić się w nasze potrzeby, a przy tym nie przedobrzyć i nie przepłacić. Dobierz buty w góry w zależności od celu i miejsca wyprawy Zanim ruszymy do sklepu lub zaczniemy pakować plecak, musimy sobie odpowiedzieć na pytanie: co ja właściwie będę w tych górach robił? No bo jeśli tylko pił piwo na Krupówkach, to na dobrą sprawę wcale nie są mi buty potrzebne 🙂 Nie mają też zapewne problemów z odpowiedzią na to pytanie wspinacze, bo po prostu kupują jedną parę sandałów (ewentualnie lekkich butów podejściowych) i jedną parę butów wspinaczkowych. Jednak turysta górski staje przed problemem. Dlatego zanim udasz się do sklepu, by kupić buty górskie, odpowiedz sobie na następujące pytania: Trekkingi w terenach z dużą ilością strumieni i mokradeł wymagają butów z membraną Gore-tex W jakiej porze roku będę chodził po górach? Jakie warunki klimatyczne w tym czasie w górach panują, czy jest mokro i jak bardzo mokro, czy jest zimno a może gorąco? W jakich górach chcę tych butów używać: w Polsce czy za granicą? W niskich czy w wysokich? Jaki teren, po którym będę chodzić tam przeważa: piargi, szutry, a może trawy (łąki górskie) lub glina? Czy w danych górach są przygotowane szlaki czy totalne bezdroża? Czy będę chodzić po śniegu czy nie? A może po lodowcu? I wreszcie: w jakich warunkach będę przebywać, tj. czy będę mógł (mogła) wysuszyć buty, czy mam transport (np. muły) do dźwigania ekwipunku czy noszę wszystko na plecach (w tym na przykład buty na przebranie). Na te pytania i jeszcze pewnie wiele innych trzeba najpierw odpowiedzieć. Bo musimy zakodować sobie prawdę absolutną: nie ma rzeczy uniwersalnych (do wszystkiego), a jeśli są… to są do niczego. Tak samo niestety jest z butami górskimi. Nie ma butów jednocześnie odpowiednich do temperatur niskich i wysokich, jednocześnie sztywnych i miękkich. Dla przykładu, jeśli więc ustaliłem, że będę chodzić tylko latem i tylko po niezbyt wysokich górach w kraju i za granicą i w dodatku po szlakach, to kupuję buty lekkie i oddychające. W dalszej części spróbujmy to sobie jakoś usystematyzować. Jakie buty w Tatry i na via ferraty? W ciepłych i suchych włoskich Dolomitach przydatne będą podejściówki bez membrany za to z w miarę wąskim noskiem by ułatwić przejścia trudniejszych miejsc na via ferratch. W ciepłych i suchych włoskich Dolomitach przydatne będą podejściówki bez membrany za to z w miarę wąskim noskiem by ułatwić przejścia trudniejszych miejsc na via ferratch. Jeśli naszym celem mają być nasze ukochane Tatry albo podobne wysokością góry na zbliżonej szerokości geograficznej i co więcej planujemy penetrować je tylko latem, to powinniśmy zdecydowanie stawiać na lekkość i wygodę. Wystarczą nam do takich penetracji buty trekkingowe z najbardziej softowej kategorii. Gdybyśmy więc podzielili buty trekkingowe na 3 kategorie: A, B i C (jako najbardziej pancerne), to na Tatry latem całkowicie starczą nam buty kat. A, maksymalnie B. Można oczywiście kupić buty w całości wykonane ze skóry, ale po co? Pewnie, że są trwalsze (zwykle), jednak też zdecydowanie droższe. Też z tą trwałością nie przesadzajmy, bo raczej co kilka lat chcemy mieć coś nowego. Ja preferuję buty gdzie skóra (nubuk) łączony jest z zaawansowanymi tekstyliami. Takie buty są i lekkie i trwałe bo skóra umieszczona jest w miejscach tam gdzie but jest narażony na uszkodzenia. Ważniejsze od skóry jest to by but był sprytnie „oblany” rantem z gumy naokoło a zwłaszcza w kluczowych miejscach czyli na palcach i po bokach przedniej części stopy oraz na pięcie. Nie jest dobrze jeśli guma jest całkiem nisko i skóra spotyka się bezpośrednio z podeszwą. W tym miejscu but będzie nam najczęściej przemakał. Nowoczesne bardzo lekkie i wygodne buty na nietrudny trekking Salewa Alp Flow Mid GTX. Buty w góry z membraną czy bez? Przy okazji przemakania trzeba poruszyć kwestię membrany w butach. Jeśli decydujemy się na membranę, to raczej Gore-tex. Nie żebym dostawał bonusy od Gore, ale trochę butów przetestowałem i teraz już wiem, jakie są różnice pomiędzy membraną a „prawie” membraną. Pozostaje jednak pytanie: czy membrana ma sens w butach trekkingowych lub górskich? Odpowiedź jak to zwykle bywa nie jest jednoznaczna. Jeśli wędrujemy po mokrych górach, jak np. w Skandynawii, to membrana może nam się przydać, bo często pada, jest dużo potoczków i kałuż, a także generalnie nie jest zbyt gorąco. Ale jeśli chodzimy przede wszystkim po Tatrach, to czy warto inwestować więcej w buty z membraną? Dobra membrana spisuje się doskonale, bo nie puszcza wody do środka, ale czy to znaczy, że w bucie mamy sucho? Nie do końca! Bo jak dotąd nie wynaleziono takiej membrany, która zdołałaby odprowadzić takie ilości wilgoci, jakie produkuje nasza stopa. Tym bardziej, że dodatkowo wstrzymuje respirację warstwy skóry czy materiałów. Tak więc nawet przy umiarkowanym wysiłku nasza stopa i tak będzie wilgotna. Jeśli koniecznie chcemy mieć na wędrówki w Tatry buty z membraną, to oczywiście może tak być, ale równie dobrze (a wręcz może nawet lepiej) sprawdzą się buty bez membrany. Przecież wychodząc w góry raczej staramy się wstrzelić w dobrą pogodę, a nie polujemy na deszcz. Więc statystycznie na to patrząc, membrana może się przydać w Tatrach i innych polskich górach, ale najprawdopodobniej rzadko skorzystamy z jej wodoodporności. Bardziej przydatny natomiast będzie dobry system wentylacji buta, czyli np. różne kanaliki umieszczone pod wkładką, To one pomogą nam skuteczniej odprowadzić wilgoć na zewnątrz wraz z nadmiarem ciepła. Tak na marginesie: łączenie solidnej, grubej skóry z membraną to już przesada i „nadmarketing”. Buty podejściowe w góry na lato i dla zaawansowanych Być może narażę się konserwatystom, ale godnym polecenia wyborem dla osób, które nie mają problemów z wykręcaniem nogi w kostce, będą płytkie buty trekkingowe. Często określane mianem „podejściówki”. To rozwiązanie pozwala na lepsze oddychanie stopy, czyli w efekcie mniejsze jej zmęczenie i większy komfort. Sam od kilkudziesięciu lat, również w mej pracy przewodnika latem, zazwyczaj chodzę w płytkich butach. Jeśli jednak mamy słabsze stawy i nierówna perć nie jest naszym naturalnym środowiskiem, to kupujmy buty sznurowane wyżej i trzymające kostkę. Bardzo dobre podejściówki firmy Hanwag, model Approach. Występują w wersji damskiej także. Podejściówki mają też specjalne zastosowanie. W pierwotnym założeniu były to buty przeznaczone dla wspinaczy do podejścia do miejsc w ścianie, gdzie zaczynają się większe trudności i gdzie należy przebrać buty na wspinaczkowe. Dlatego też są przystosowane do pokonywania niewielkich trudności wspinaczkowych. Mają zwężone noski i w przedniej części podeszwy tzw. “climbing zone”. Dzięki temu doskonale nadają się na ubezpieczone ścieżki górskie zwane też “via ferraty”. Jak wspomniałem na początku – buty podejściowe dobrze sprawdzają się w warunkach letnich na polskich szlakach, ale też w miejscach, gdzie nie zalega śnieg (via ferraty). Jakie buty w góry? Zwróć uwagę na podeszwę Chyba najważniejszą cechą, bo wpływającą na nasze bezpieczeństwo, jest podeszwa buta. Tu muszę być brutalny – nie oszczędzajmy i nie kupujmy wynalazków. Ze swojej praktyki wiem, że firma Vibram osiągnęła najwięcej w swoim dążeniu do stworzenia najlepszej podeszwy, która dobrze sprawdza się w różnych warunkach. Niektóre podeszwy innych marek będą nieźle spisywać się na suchej skale, ale gdy spadnie deszcz, to zaczniesz krzyczeć: „zdejmijcie mi łyżwy”! Nie bez znaczenia jest sam kształt podeszwy. Muszą być wydatne ząbki, bo inaczej but nie będzie trzymać na żwirkach i trawkach. Plaskate podeszwy dobre są do wyczynu czyli wspinaczki. Turyści powinni iść w solidny protektor. Całkiem jak w F1. Co dobre na bolidzie, to nie dobre na Yarisce 🙂 Nie zapominajmy też, by nasz protektor miał prawdziwą piętę a nie zaokrąglenie w miejscu pięty, bo nie będzie dobrze trzymał na zejściu, zawłaszcza na trawkach i żwirkach. Zaokrąglone pięty są do biegania i marszu po asfalcie. Jak dbać o buty górskie podczas wyprawy? Po każdym powrocie z gór powinniśmy buty lekko rozsznurować i wyciągnąć wkładki celem przesuszenia. Zapobiega to zjawisku „wilgotnego buta nazajutrz” i zabójczego dla towarzyszy trekkingu smrodu. Buty najlepiej myć (z zewnątrz, nie moczyć całych) czystą wodą i następnie zakonserwować odpowiednim preparatem do tkaniny, nubuku czy skóry licowej. Nie wolno pozostawiać butów brudnych, bo np. jeśli wędrujemy po Tatrach Zachodnich, to takie błotko wapienne może być lekko żrące dla naszych butów. Wygodna wędrówka, to nie tylko buty górskie, ale też skarpety Ważnym uzupełnieniem obuwia są oczywiście skarpety. Dziś nie ma problemu z doborem nowoczesnych i trwałych skarpet. Trochę one kosztują, ale warto zainwestować. Czasem na skarpety wydaję jedną czwartą ceny butów! Taka inwestycja opłaci się wygodą, suchością, brakiem obtarć i komfortem termicznym. Mogę spokojnie polecić produkty firmy Lorpen (też mi nie płacą), tylko trzeba dokładnie przeczytać opisy produktów i dobrać skarpety do celów trekkingowych. Zobacz też: Jakie buty wysokogórskie wybrać? Jarek „El Comandante” Figiel Buty to najważniejsza część wyposażenia podczas trekkingu. Jeśli okażą się za małe, niewygodne lub będą nas obcierać, mogą zepsuć najpiękniejszy, wymarzony wyjazd. Warto poświęcić trochę czasu by przymierzyć wiele różnych, wybrać odpowiednie i koniecznie - rozchodzić je przed wyjazdem. Nie ma tu miejsca na oszczędności; nie należy też zakupu butów zostawiać na ostatnią chwilę. Wysokie czy niskie Wiem, że niektórzy doświadczeni górscy wędrowcy, w tym przewodnicy, noszą na lekkich, łatwiejszych trekkingach - takich jak trekking do Sanktuarium Annapurny, czy nawet do Bazy pod Everestem - niskie buty, tak zwane 'podejściówki'. Wędrowałem też z osobami, które szły w niskich butach, bo niewygodnie im się chodzi w wysokich. Ja zawsze wybieram wysokie. Na trekkingach zwykle wędrujemy wiele godzi, często w trudnym terenie - po kamieniach, zboczach, nie zawsze wygodnymi ścieżkami. Nogi, a w szczególności stawy, są zmęczone. Zdarza się, że źle staniemy, noga wykręci się w stawie skokowym. I właśnie w takich sytuacjach - jestem przekonany - od urazu chronią nas w dużym stopniu buty z cholewkami. Nie bardzo wysokie - ja używam takich lekko powyżej kostki. Skórzane czy z tkaniny (Cordura itp. + membrana Gore-Tex itp.) Na jeden z trekkingów do Sanktuarium Annapurny, który bez wątpienia należy do lżejszych trekkingów himalajskich, zabrałem buty trekkingowe z Cordury z membraną (a więc teoretycznie nieprzemakalne) jednego z dość renomowanych i dobrze znanych producentów (nie były to na pewno buty z najwyższej półki ale na pewno z wyższej średniej). Model, który kupiłem miał nazwę wskazującą na przeznaczenie do 'light treku'. No i na ich pierwszym, 8 dniowym, lekkim treku, rozdarły się. Nie, nie z powodu złego szycia czy wady materiały ale po prostu - zapewne - zawadziłem o ostry kamień i rozciąłem jeden z butów. Polski przedstawiciel producenta nie uznał reklamacji. But, który nie był rozdarty może i nieprzemakalny przez pewien czas był ale na pewno nie długo - po prostu zapewne, membrana w bucie podlega tylu wyginaniom, że pęka i but szybko przestaje być nieprzemakalny. Oddychalność jak dla mnie pozostawiała wiele do życzenia. Wybieram więc zwykle buty skórzane. Po prostu są bardziej odporne na przecięcia, otarcia - ma to znaczenie przede wszystkim w trudnym terenie, na kamienistych bezdrożach, na trudniejszych trekkach takich jak choćby te w Ladakhu. Takie buty łatwiej też skutecznie zaimpregnować. Nowe czy wysłużone, sprawdzone na wielu trekkingach Buty nie mogą być zupełnie nowe. Trzeba je przed wyjazdem sprawdzić i rozchodzić - czytaj odbyć w nich kilka kilkugodzinnych, najlepiej całodziennych, wędrówek. Dobrze jest sprawdzić je przynajmniej na pagórkach, w szczególności na zejściach po dłuższym marszu. Stare i wysłużone to zdecydowanie zły pomysł. Stare i niewiele używane - też. Znam dwa przypadki rozsypania się butów podczas trekkingu w Himalajach. W pierwszym były to dobrze sprawdzone, dobrze rozchodzone i dość stare buty, które miały się świetnie sprawdzić - jak zawsze - na kolejnym treku. Po prostu żywot ich dobiegł końca - rozpadły się bodaj trzeciego dnia 10, czy 11-dniowego treku. Na szczęście ich właścicielka miała ze sobą jeszcze parę butów niskich ("podejściówek"). W drugim przypadku to były mało używane buty raczej ze średniej pułki, owszem rozchodzone ale... dwa czy trzy lata wcześniej... Odpadły od nich podeszwy (po prostu odkleiły się) na pierwszych 100m trekkingu! Na szczęście to był trek w rejonie Everestu, gdzie baz problemu (przynajmniej na początku) można kupić wiele elementów wyposażenia, w tym niezłe buty. Marka Nie ma znaczenia, myślę. Nie ma co kierować się tym, że ktoś inny ma takie, to ja też. Buty mają pasować do naszych stóp. Oczywiście renomowana marka to jakaś gwarancja jakości. Warto pewnie poszperać na forach jak wybrany producent reaguje na reklamacje (patrzy przypadek moich 'butów do lekkiego trekkingu'). Są producenci, którzy wymieniają ponoć (odpłatnie) zdarte podeszwy - nigdy z tego nie korzystałem. Myślę, że przy wyborze butów nie ma miejsca na oszczędności; nie kupujemy butów na jeden wyjazd. Podeszwa Chcę tu zwrócić uwagę na jeden aspekt - nie zawsze lub nie dla wszystkich oczywisty. Wiele szlaków w Himalajach, pewnie szczególnie w Ladakhu, to żwirowo-pylaste ścieżki. Jeśli takie są nachylone - a zwykle są - i schodzimy nimi stromo w dół, to łatwo się poślizgnąć i nie tylko upaść boleśnie na tyłek ale i się mocno poobcierać. Schodząc takimi ścieżkami nie ma oczywiście mowy o stawianiu stóp bokiem, czy krawędziowaniu. Schodzimy - przynajmniej ja tak schodzę - stawiając całą stopę na wprost, zaczynając od pięty. I tu ważny jest obcas buta. Bo to obcas ma ostrą krawędź stawiającą opór przy schodzeniu po pyle, żwirze czy błocie. Ważne też są poprzeczne rowki w buty trekkingowe (zwłaszcza lżejsze modele), które obcasa nie mają. Obcasów zwykle nie mają też buty niskie - "podejściowe". Oczywiście, ważne jest też trzymanie się buta na skale, czyli tarcie, a więc tworzywo z jakiego podeszwa jest zrobiona. No i tu chyba od lat przoduje Vibram; większość producentów butów trekkingowych właśnie Vibramu używa. Bąble, odciski, otarcia Najlepiej im zapobiegać - jak powstaną, to niewiele da się z nimi zrobić niestety, tzn. w niewielkim stopniu da się pomóc. Zasada więc jest taka, że jeśli wędrując czujesz, że coś uwiera, przeszkadza w bucie, to natychmiast trzeba się zatrzymać i powód usunąć. Na bąble - by zapobiec ich rozwojowi i w czasie dalszej wędrówki chronić skórę w miejscu, w którym powstał bąbel - przydatne są plastry żelowe (pewnie najpopularniejsze są te firmy Jonson&Jonson ale są też dużo tańsze alternatywne). Bardzo ważne, żeby pięta w bucie pozostawała nieruchoma - to znaczy, żeby podczas marszu nie ruszała się lekko góra-dół ocierając o tył buta. Jeśli tak się dzieje, to trzeba natychmiast się zatrzymać i ponownie zawiązać but. Wiem co mówię - na jednym z trekkingów, spiesząc się bardzo zignorowałem takie niewielkie przemieszczanie się pięty: po kilku godzinach miałem rany, które oczywiście nie były łatwe do wygojenia i oczywiście dokuczały boleśnie przy każdym kroku w kolejne dni wędrówki. Skarpety Mega ważne! Kolejna rzecz, na której nie ma co oszczędzać. Mają dobrze odprowadzać wilgoć stopy i chronić przed odparzeniami, bąblami, obtarciami. Nie jest moją intencją by polecać tu produkty konkretnych firm ale używając już przeróżnych najbardziej cenię skarpety trekkingowe firmy SmartWool. Drogie ale zdecydowanie uważam, że 2 pary takich warto mieć (przynajmniej w Ladakhu wszystko bardzo szybko schnie - najczęściej wyprane wieczorem skarpety rano będą suche; nawet jeśli nie, to mając dwie pary uprane skarpety można przyczepić do plecaka - zapewne wyschną w ciągu dnia marszu). Na postojach zdejmuję zwykle buty i skarpety, by je przesuszyć i dać nieco odpocząć nogom. To - jak sądzę - zapobiega w pewnym stopniu powstawaniu bąbli. Jeśli stopy są mocno rozgrzane, to pewnie dobrze jest je schłodzić w strumieniu (choć to zwykle nie pomaga na długo); ewentualnie zmienić skarpety na świeże, suche. Na ciężkich trekach z długimi dziennymi przejściami oglądam zawsze wieczorem stopy i wszelkie miejsca wyglądające na podrażnione smaruję maścią - używam zwykle maści 'Alantan Plus'. Przy leczeniu ran okazała się kiedyś pomocna 'MaxiBiotic' / 'Tribiotic'. To bez wątpienia nie jedyne maści przydatne w takich wypadkach i pewnie nie najlepsze, a i być może wcale nie właściwe. Wspominam tu raczej o nich by generalnie zaznaczyć, że maści dobrze ze sobą mieć i odsyłam po poradę przy wyborze konkretnych specyfików do farmaceutów i lekarzy. Ostatnio używałem też kilkakrotnie maści/kremu zapobiegającego odciskom (przynajmniej w założeniu) w sztyfcie - patrz zdjęcie. Przed marszem smarowałem podrażnione miejsca narażone na powstanie bąbla. Sandały Jeśli na trasie trekkingu konieczne jest przechodzenie przez strumienie, zabieram sandały. W takim wypadku są to dobre sandały z tworzywa sztucznego (nie mogą być skórzane, bo noga będzie się w nich ślizgać gdy będą mokre) umożliwiające dobre zapięcie na stopach - tak by stopa się nie przemieszczała. Dno strumieni jest zwykle kamieniste - bez butów niewygodnie się idzie i łatwo się przewrócić. Jeśli nie zabieram sandałów, to biorę jakieś klapki, które używam na biwakach, by dać odpocząć stopom od butów trekkingowych. Tak zwany 'boot nakpo' - najlepsze buty na Czadar Trek (Chadar Trek) w Ladakhu. Zobacz też opis żelowe i maść pomocna w gojeniu niedużych sztyft pomocny w zapobieganiu odciskom.

buty w himalaje cena